Teplickie Skały i Adrszpach
01.05.2024
Nasza wyprawa w Adrszpach była wymyślona bardzo sprytnie.. ale jak się okazało nie do końca. Niemniej ostatecznie się udała. Jechaliśmy pociągiem (niecała godzina jazdy z Boguszowa-Gorców, plus pół godziny tuptania na stację z marginesem bezpieczeństwa) i pierwszą niewiadomą było, jaki będzie w nim tłok. Na szczęście był znośny i dosyć szybko udało nam się wszystkim znaleźć miejsca siedzące. Niestety nie sprawdziliśmy, że wejście w skały od strony Adrszpachu jest limitowane i (w takich terminach jak polski weekend majowy) trzeba je zaklepywać z wyprzedzeniem przez internet. Kosztowało nas to na dzień dobry konieczność podjechania z powrotem o jedną stację do Teplic na Metuji (na szczęście nie musieliśmy czekać długo). Potem trzeba było jeszcze odstać swoje w kolejce do kasy. Niemniej tak koło 11:15 udało nam się zacząć właściwą wycieczkę. Tak wg planera mieliśmy przed sobą 10 km i 550 m w pionie... jednak w praktyce wyszło bardziej 12-13 km i w pionie też raczej trochę więcej (chociaż w 950 m zarejestrowane na smartfonie przez mapy.cz to jednak nie wierzę). Podejście niebieskim szlakiem do Horolezeckiej Haty (1,8 km + 130 m), gdzie zrobiliśmy pierwszy dłuższy popas, zajęło nam około 1 h i przebiegło spokojnie, choć na szlaku było sporo ludzi. Dalej poszliśmy typowo południową częścią pętli niebieskiego szlaku, ale pod Krapnikami skręciliśmy na zachód szlakiem zielonym, co pozwoliło nam w końcu uwolnić się od tabunów innych turystów (a zwłaszcza jednej zorganizowanej wycieczki, z którą namiętnie się wcześniej mieszaliśmy). Koło 13:40 osiągnęliśmy skrzyżowanie z niebieskim szlakiem w Zaborzu, które teoretycznie powinno być mniej-więcej w połowie trasy, więc zrobiliśmy sobie porządny popas. Ogółem ta część 3,8 km i 370 m podejść w 2:30 h, czyli typowe dla nas 3 GOT/h. o 13:55 ruszyliśmy dalej, ale w praktyce okazało się, że połowy były jednak nierówne, a ta pierwsza była wyraźnie krótsza. Nieprzewidzianą trudnością okazało się, że niebieski szlak po wyjściu na grzbiet okazał się straszliwie kluczyć pomiędzy skałkami - zarówno w poziomi jak i w pionie - co bardzo porządnie nas zmęczyło i ściągnęło w dół tempo. O 14:45 wyszliśmy na punkt widokowy. Dalej teren robił się już na szczęście łatwy, co pozwoliło nam trochę nadgonić (jak by nie było, potrzebowaliśmy zdążyć na pociąg, a dobrze było by móc jeszcze przed tym zjeść coś obiadowego). O 15:30 złapaliśmy żółty szlak (teoretycznie 2,8 km, 90 m w górę i 220 m w dół od popasu w 1:35 h, czyli ~2,3 GOT/h) i niezwłocznie ruszyliśmy w górę doliny ku Adrszpachowi. Tu musiałem chwilę ponieść Julcię, bo ostre zejście w dolinę chwilę wcześniej mocno weszło jej w nogi, ale szybko stwierdziła, że jednak chce iść sama. Koło 16:00 zaczęły się schody, których pokonanie zajęło nam kolejne pół godziny - ogółem od złapania żółtego szlaku teoretycznie 2 km i 140 m w górę i w dół w 1 h, czyli ~3,4 GOT/h. Odpoczęliśmy i zjedliśmy resztę słodyczy nieco przed wejściem do pływania łódkami, po czym poszliśmy zobaczyć drugą tego dnia tablicę dotyczącą Goethego i Wielki Wodospad (tym razem działał). Stan ekipy i godzina nie pozostawiały wątpliwości, że należy wybrać dolną część zielonej pętli. O 17:15 udało nam się wycieczkę zasadniczo zakończyć (nie licząc nieco biegania za podjęciem z bankomatu koron, kupowaniem suwenirów i dotuptaniem na stację) i zasiąść w restauracji Leśne Zacisze. Starczył jeszcze czasu na szybki smażeny syr lub inne frytki, choć niektórzy byli na tyle zmęczeni, że nie bardzo mieli ochotę jeść. Ogółem teoretycznie 10 km, 540 m w górę i 510 m w dół w 6 h, czyli 2,6 GOT/h, ale w praktyce pewnie bliżej 3 GOT/h. |
Nawigacja:
../ powrót do menu głównegoNawigacja:
../ powrót do menu głównego
© Tomek Żółtak 2008-2010 |