Alta Via dzień 1.
14.07.2023
Pierwszego dnia łapaliśmy autobus z Toblach nad jezioro di Braies (Pragser Wildsee), aby stamtąd przez przełęcz de Riciogogn (Seitenbachscharte) dojść do schroniska Sennes. Niemniej cała podróż zaczęła się od stwierdzenia, że wzięliśmy z Warszawy dla Gabrysi buty, z których już wyrosła (zamiast dobrych, które zostały w Polsce). Na szczęście udało się jej wbić w podejściówki Zuzi (które zresztą na jej specjalne zamówienie przywieźliśmy z Wiednia), choć optymalne rozwiązanie formie: Ania w podejściówkach Zuzi, Gaba w butach Ani, opracowaliśmy dopiero parę godzin później, gdy Gaba zaliczyła już mały pęcherz na pięcie. Autobus z Toblach (zresztą najwcześniejszy) był koło 8:00, ale po drodze złapał nieco opóźnienia, a i nam trochę zeszło już nad jeziorem, więc w drogę ruszyliśmy koło 8:45 (z poziomu ~1500 m n.p.m.). Koło 10:00 minęliśmy gospodę Malgo Foresta, zjedliśmy po batonie i zaczęliśmy zasadnicze podejście na przełęcz. Początkowo ścieżka była całkiem przyjemna, ale (zresztą zgodnie z tym, czego się spodziewaliśmy) tak ~2100 m n.p.m. zaczęło się nieprzyjemne podchodzenie przez piarg (zakończone ładnym wyjściem przez skałkę wymagającą użycia wszystkich czterech kończyn). Ania i Gabrysia trzymały dobre tempo, ale Agnieszce (na anybiotyku) sprawiło to sporo problemu. Z Anią i Gabrysią koło 12:35 dotarliśmy na przełęcz (2331 m n.p.m.; 5,8 km + 850 m podejścia w niezłe 3:50 h), a Agnieszka z Zuzią z 10 minut później. Tam zrobiliśmy długi popas i podjęliśmy decyzję, że Dziewczyny zrobią sobie długi popas, a potem po prostu zejdą do schroniska (3 km i 210 m w dół w generalnie łąkowym krajobrazie) pod kierownictwem Zuzi (gdzie dotarły ~14:20), a ja dostałem pozwolenie na zrobienie planu maksimum na ten dzień, czyli wejście na Muntejella de Sennes (2787 m n.p.m.). Ruszyłem ~12:45, ale w podejściu na Passo Sennes niestety zmyliłem drogę (słabo wydeptana ścieżka i kamienie ze znakami zarośnięte trawą) i zapędziłem się zbyt wysoko na zbocza Cima de Riciogogn, skąd musiałem się wracać, bo trawers ku przełęczy prowadził usypiskiem, które wyglądało zbyt niebezpiecznie. Samo podejście na przełęcz od wschodu okazało się bardzo ostre (dużo bardziej, niż to od południa, które niektórym udało się nawet na moich oczach pokonać na rowerze i to bez prądu) i można zauważyć, że gdyby ktoś chciał podchodzić na Muntejela de Sennes drogą „normalną”, tj. szlakiem 27, to pokonywanie go jest zupełnie bezcelowe, bo (przy dobrej pogodzie) można śmiało strawersować do niego na przełaj przez łąki. W każdym razie o 13:33 byłem na Passo Sennes (2519 m n.p.m.) i postanowiłem nie tracić już ciężko zdobytej wysokości, tylko wybrać nieznakowaną ścieżkę wzdłuż grzbietu. Ścieżka okazała się nie sprawiać żadnych trudności nawigacyjnych, niemniej była bardzo malownicza i w kilku miejscach wymagała dużej pewności kroku. Za to samo wyjście na szczyt, po połączeniu się ze szlakiem jest już po relatywnie płaskim, łąkowym (choć usianym skałkami) południowym stoku. Na Muntejela de Sennes zameldowałem się o 14:40 (z Forcela de Riciogogn ~2,8 km po szlaku :) i 485 m w górę w 2 h). Posiedziałem tam chwilę, gawędząc z parą Włochów (na których moje podejście od Lago do Braies zrobiło niejakie wrażenie) i koło 15:00 zacząłem schodzić. Po srodze spotkałem jeszcze jednego Włocha z mało-nastoletnim synem, który zagadał mnie dłuższą chwilę i przed 16:30 byłem w schronie. Warto jeszcze odnotować, że Senneshütte zdecydowanie wygrywa kulinarny ranking wyjazdu :) Ogółem: Dziewczyny 8,7 km + 850 m w górę i 210 m w dół w ~5:35 h, ja 13 km + 1375 m w górę i 735 m w dół w 7:40 h. |
Nawigacja:
../ powrót do menu głównegoNawigacja:
../ powrót do menu głównego
© Tomek Żółtak 2008-2010 |