Alta Via dzień 2.
15.07.2023
O ile pierwszego dnia nie napotkaliśmy zbyt wielu innych turystów - widać obierane warianty podejściowe do Senneshütte były różne - o tyle w sobotę i niedzielę co i raz mijaliśmy się na szlaku i w schronie z sporą grupą innych amatorów Alta Vii. Większość dnia zeszła nam na transferze do Lavarellahütte przez Pederù. Po południu, po przegryzieniu czegoś z Zuzią skoczyliśmy jeszcze na Przełęcz Św. Antoniego, a ja również na jego szczyt. Z Senneshütte wystartowaliśmy koło 9:00 stwierdzając, że mimo wysokości powoli zaczyna się już robić upalnie (nasz pobyt w Dolomitach przypadł na ogólnoeuropejską falę upałów). Początkowo szło się miło i sprawnie - po pół godziny byliśmy w Fodara Vedla i z satysfakcją odnotowaliśmy, że szlak poprowadzony wzdłuż strumienia nie zalicza tam już żadnych podejść (w odróżnieniu od idącej nieco bardziej na lewo drogi). Dalej zaczęło się jednak 350 m paskudnie ostrego zejścia. Co prawda prowadziło ono drogą, ale i tak kosztowało nas dwukrotnie konieczność sięgnięcia do apteczki po plasterki. Ostatecznie w Pederù zlądowaliśmy o 10:45 i zrobiliśmy sobie 15 minut popasu z pokrzepieniem, bo teraz czekało nas z kolei ostre podejście i to akurat w południowym skwarze. Po godzinie wygrzebaliśmy się o 300 m w górę ponad próg skalny doliny de Fanes, ale czekało nas jeszcze sporo drogi w upale. Trochę się tu rozciągnęliśmy, bo Agnieszkę (wciąż na antybiotyku) podejście bardzo zmęczyło, podczas gdy Gabrysia i Ania właśnie raczej wchodziły w tryb walca. Na zakończenie trasy czekała nas jeszcze miła niespodzianka - o ile Valun de Fanes w swoich niższych partiach była zdecydowanie sucha i skalista, o tyle w swojej najwyższej części (w której znajdują się dwa schroniska i jeszcze dwie knajpki) powitała nas sielskimi łąkami i rozlewiskami strumieni. O 13:20 Ania dotarła do Lavarellahütte (Gabrysia była tam trochę wcześniej, a Agnieszka z kwadrans później). Ogółem transfer, 10,6 km + 526 m podejść i 624 m zejść, zajął nam ~4:30 h. Dla Agnieszki, Ani i Gabrysi było to dosyć chodzenia, ale z Zuzią mieliśmy jeszcze trochę ambitniejsze plany, więc po rozlokowaniu się i wrzuceniu czegoś na ząb wybraliśmy się jeszcze z zamiarem wejścia na Piz de Sant Antone (2655 m n.p.m.). Wystartowaliśmy o 15:00 i przed 16:10, z jedną krótką przerwą po drodze weszliśmy na przełęcz Ju de Sant Antone (Antoniusjuch, 2466 m n.p.m.): 2,4 km + 430 m w górę. Zaraz za przełęczą ścieżka prowadząca na Piz de Sant Antone okazała się jednak miejscami mocno osypująca się, a przy tym nieco eksponowana i Zuzia stwierdziła, że o ile z podejściem nie ma problemu, o tyle nie chciałaby musieć tamtędy schodzić. Na szczyt ruszyłem więc sam (choć pod czujnym okiem Zuzi z superzoomem, która w międzyczasie zaczęła powoli schodzić) i dotarłem na niego o 16:35. Na szczycie pocieszyłem się trochę górami i rozpoznałem fotograficznie trasę na następny dzień, po czym koło 16:50 zacząłem schodzić. Zuzia czekała na mnie na granicy hal i o 18:15 zameldowaliśmy się z powrotem w schronie. W międzyczasie Gabrysia wybrała się jeszcze na spacer po kotlince, w której leży schronisko. Wycieczka na Piz de Sant Antone: 5,9 km + 610 m w górę i w dół w 3:15 h. |
Nawigacja:
../ powrót do menu głównegoNawigacja:
../ powrót do menu głównego
© Tomek Żółtak 2008-2010 |