przebazowanie do Düsseldorfer Hütte i Hinteres Schöneck
30.06.2022
Dzień, który miał być spokojny, a za sprawą karty-pilota do samochodu okazał się dosyć emocjonujący. Łącznie około 17,8 km ~750 m podejść i ~1100 m zejść. Grupa szturmująca Ortlera wyruszyła koło 4:00 nad ranem (zresztą napotykając jeszcze końcówkę deszczu) i okazało się, że zostaliśmy z Kristin jedynymi gośćmi w schronisku. Nam się nie spieszyło (a przynajmniej tak nam się wtedy wydawało...) więc spokojnie zjedliśmy śniadanie i około 8:50 ruszyliśmy w dolinę. Kristin miała preferencję na lekki dzień, więc obraliśmy mniej krajobrazową wersję zejścia wprost do drogi do schroniska Città di Milano, rezygnując z podążania w bezpośredniej bliskości koryta Suldenbach. Niecałe 5 km w poziomie i ~715 m w dół poszło nam sprawnie i o 10:10 byliśmy na parkingu z zamiarem zrobienia małego przepakowania i przeparkowania samochodu pod drugą kolejkę... (mniej-więcej w tym czasie reszta ekipy zdobyła Ortlera) Wtedy okazało się jednak, że w karcie-kluczyku wyczerpała się bateria i nie bardzo mamy jak dostać się do środka. Konsultacje z Mateuszem i internetem pozwoliły nam co prawda pokonać ten etap, ale na próbie uruchomienia silnika już polegliśmy. Dla mnie nie wyglądało to jednak jeszcze źle - od Spaara dzieliło nas 20 minut spaceru w dół doliny, więc wyruszyliśmy nabyć baterie w drodze kupna. Pod sklepem byliśmy o 11:07... żeby dowiedzieć się, że zgodnie z barbarzyńskim włoskim zwyczajem ma on w środku dnia przerwę: od 11:00 do 16:00. To już było frustrujące. Na szczęście Kristin mówi we wszystkich językach, które można spotkać w okolicy, więc udało nam się uzyskać namiary na drugi supermarket w miasteczku i po kwadransie dalszych emocji (gdzie to właściwie jest? będą otwarci, czy nie? będą mieć na stanie?) zostaliśmy szczęśliwymi posiadaczami świeżych baterii CR2032. Kristin poszła na lunch (choć dostać coś do jedzenia w knajpie koło południa też okazało się rzeczą nieoczywistą, na szczęście wykonalną), a ja z powrotem na parking, gdzie po stoczeniu ostatniego boju z włoskimi zabezpieczeniami dzieci przed grozą 3V napięcia udało mi się pozyskać samochód do pełni współpracy. Nie był to jednak koniec emocji, bo gdy tylko podjechałem pod kolejkę (Kristin już czekała), gość na bramce krzyknął do nas, że za 4 minuty mają ostatni wjazd przed przerwą obiadową (na bodaj 1 h lub półtorej). Po wcześniejszych doświadczeniach byliśmy już mocno wyczuleni na punkcie opóźnień, więc przepakowaliśmy się w pospiechu (co zaowocowało zresztą zostawieniem zestawu ferratowego Kristin - przyniósł go na górę następnego dnia Mateusz - przy zabraniu przez nią zupełnie niepotrzebnej już śruby lodowej) i złapaliśmy jeszcze tą ostatnią kolejkę. Na górnej stacji byliśmy o 12:35. Droga do Düsseldorfer Hütte była niezbyt długa. 3,8 km i ~370 m podejścia, skupionego w ostatniej części zajęło nam 1:15 h. Jest to zresztą bardzo popularna w okolicy jednodniowa trasa w stylu „wejść, wypić piwo i zejść”, także do spacerów z psami. Ponieważ wciąż było wcześnie, a czułem się jeszcze trochę niedołojony, postanowiłem wybrać się jeszcze sam na Hinteres Schöneck (Dosso Bello di Dentro) - niczym niewyróżniający się szczyt na zachód od schroniska. W założeniach miał to być taki sobie miły spacerek (4 km, ~380 m w górę i w dół) na popołudnie, jednak w praktyce okazał się całkiem wymagający ze względu na trudności nawigacyjne (miejscami kiepskie oznaczenia, słabe przedeptanie) konieczność przecinania paskudnych piargów oraz niekiedy mocno eksponowane fragmenty ścieżki (zdarzały się ubezpieczenia stalową liną). Wejście zajęło mi 1:10 h, prawie 20 min. zabarłożyłem na szczycie (akurat widoki były stamtąd niezłe), schodziłem znów 1:10 h, przy czym trochę czasu upłynęło mi na polowaniu na zdjęcie (żywego) świstaka. |
Nawigacja:
../ powrót do menu głównegoNawigacja:
../ powrót do menu głównego
© Tomek Żółtak 2008-2010 |