Tre Cannoni, Eisspitze i Suldenferner
29.06.2022
Najpierw spacer po lodowcu na Eiskofel i powrót do schroniska, a potem transfer do Hintergrathütte (Rifugio del Coston) przez Eisspitze i lodowiec Suldenferner. Łącznie 12 km, ~1100 m zejść i ~500 m podejść (duże rozbieżności między moim zegarkiem, a aparatem Mateusza, być może wynikające z charakteru Gletscherweg) w 6:20 h (9:00 - 15:18). W nocy padał deszcz (paskudna rzecz, deszcz powyżej 3000 m n.p.m.) i choć nad ranem przestał, to chmury wciąż kłębiły się w okolicy schroniska, skutecznie hamując entuzjazm niektórych członków ekipy do wybrania się na Eiskofel, w celu zapoznania się z pozostałościami Wielkiej Wojny, przed rozpoczęciem transferu do Hintergrathütte (Rifugio del Coston). Pierwsze oznaki rozwiewania się zachmurzenia (które - jak widać na zdjęciach - okazały się być nieco na wyrost) pozwoliły jednak przełamać impas i wybraliśmy się do Tre Cannoni/Eiskofel (3275 m n.p.m.). Ze względu na pogodę i rozmiękły lodowiec dojście zajęło nam prawie 35 min. (istotnie dłużej niż obiecywane na planszach w schronisku 20). Widokami ze szczytu nie było nam się dane nacieszyć i zadowoliliśmy się odszukaniem tylko jednej spośród 3 haubic 149/35 G, które Austriacy wtaszczyli tu w połowie czerwca 1918 r. (zdobywszy je wcześniej na Włochach podczas 12. bitwy nad Isonzo, ale było to hen w dolinach). W tym celu te ważące ~6 t działa rozmontowano na 3 części, z których każdą ciągnął na saniach zespół 120 ludzi - pokonanie 12 km w poziomie i 1500 m w pionie zajęło im to, bagatela, 4 miesiące (dla ustalenia uwagi: od momentu, kiedy skończyli do końca wojny upłynęło 5 miesięcy). Strzelało to 30-40 kg granatami kalibru 150 mm na niecałe 9,5 km. Dostarczanie ich na Eiskofel też było niewątpliwie absurdalnie obciążające logistycznie. Z innych ciekawostek z okresu: przez całą I w.ś. Austriacy trzymali pozycje na Ortlerze (front w Alpach był akurat dosyć stabilny...), mieli też lodowe koszary na lodowcu Marmolady. Po wojnie miejscowi odzyskali z pozycji artyleryjskiej praktycznie wszystko, co dało się stamtąd znieść, ale akurat ważących ponad 3t luf się nie dało i już tam zostały. Upamiętnienie na szczycie jest nowe - wykonano je dopiero w 2016 r., montując tablice informacyjne, podstawę działa (nie ma nic wspólnego z tym, jak wyglądała oryginalna) oraz krzyż na cześć pokoju. Pod schroniskiem Casati byliśmy z powrotem o 10:20. Trawersowanie zachodnim skrajem lodowca Lagenferner poszło nam za to sprawnie, choć w jednym miejscu musieliśmy trochę poszukać, jak obejść szczeliny. Za to w końcu definitywnie wyszliśmy z chmur. Po niecałej 1,5 h wyszliśmy (nieprzyjemnym, piarżystym podejściem) na Passo del Lago Gelata (ciekawostka: pod koniec XIX w. było tam najwyżej położone schronisko w niemieckojęzycznej części Alp, ale zostało zniszczone pod koniec I w.ś.), a o 12:20 byliśmy na Eisspitze (3230 m n.p.m.), gdzie zrobiliśmy sobie 20 min. popasu. Zejście z Eisspitze z oddali prezentuje się jako paskudne rumowisko, ale ścieżka jest w praktyce poprowadzona całkiem wygodnie i bezpiecznie. Zejście ~600 m zajęło nam nieco ponad 30 min. i do zrobienia pozostało nam już tylko strawersowanie lodowca Suldenferner. Najpierw w ogóle myśleliśmy, że tzw. Gletscherweg to spacer po wspomnieniu po lodowcu, bo wokół widać było wyłącznie kamienie... z bliska okazało się jednak, że istotnie jest tam lodowiec, tyle że porządnie przysypany gruzem. Co jest wymownym znakiem tego, jak wobec zmian klimatu kruszeje okoliczna skała (i że niewybieranie się na Königspitze było jedyną słuszną decyzją). Dodatkową atrakcją wycieczki była zresztą możliwość obserwowania lawin schodzących (w bezpiecznej odległości) ze zboczy Königspitze/Gran Zebrù i Monte Zebrù. Trawersowanie Suldenfernera było nieco uciążliwe - nieustanne telepanie się góra-dół po gruzie przez przecinające go dolinki - więc grupa nam się trochę rozciągnęła. Ponieważ następnego dnia się rozdzielaliśmy, więc zostałem trochę z tyłu razem z Kristin, która była już nieco zmęczona. Przejście Gletscherwegu zajęło nam nieco poniżej 2h (Mateuszowi, który wypruł hen do przodu, pewnie ze 20 min. krócej). |
Nawigacja:
../ powrót do menu głównegoNawigacja:
../ powrót do menu głównego
© Tomek Żółtak 2008-2010 |