Suldenspitze
27.06.2022
W poniedziałek ruszyliśmy do krainy śniegu i lodu (który, nawiasem mówiąc, w tym roku nie dopisał). Łącznie ~6,6 km i ~1400 m podejść (oraz ~150 m w dół) zajęło nam nieco ponad 6 h. Start o 9:00 z parkingu pod kolejką, w schronisku Casati o 15:10. Kolejka po południowej stronie doliny wciąż jeszcze była nieczynna, więc do (również jeszcze zamkniętego) schroniska Città di Milano musieliśmy pofatygować się pieszo (~3,6 km i ~660 m podejścia), co zajęło nam ~1:20 h. Posiedzieliśmy tam ~0:30 h (do 10:50) i podjęliśmy decyzję, że dalej będziemy iść po lodowcu Suldeferner (alternatywną trasą przez Eisspitze wróciliśmy 2 dni potem). Po szybkim pokonaniu płaskiego kawałka na pd. od schronu (~0,8 km) zaczęliśmy mierzyć się z kamienistą moreną, by koło 11:45 (po kolejnym ~1 km i 200 m podejścia) dojść do wniosku, że czas włożyć raki i przejść z kamieni (które leżały coraz cieńszą warstwą na zmrożonym gruncie) na lodowiec. Około 12:43 dotarliśmy do granicy firnu, która wypadła minimalnie poniżej 3000 m n.p.m. i tam spięliśmy się liną w dwa trzyosobowe zespoły. Szczeliny na lodowcu bywały spektakularne, ale dawało się je na szczęście bez problemu omijać i przed 14:30 stanęliśmy na wierzchołku Suldenspitze (3376 m n.p.m.). Po jakichś 15 min. ruszyliśmy do schroniska Casati, by dotrzeć tam w przeciągu niecałych 30 min. Krzyż na Suldenspitze jest specyficzny, gdyż aby upamiętnić toczące się tu w czasie I w.ś. działania wojenne został on przyspawany do ogona łoża armaty polowej. Wokół szczytu widoczne są zresztą ślady po umocnieniach polowych, w tym walający się tu i tam drut kolczasty. W okolicy jest zresztą jeszcze jedna wojenna atrakcja - pozycja austriackiej artylerii znana jak „tre cannoni”, ale ją odwiedziliśmy dopiero w środę. Schroniska Casati (na cześć włoskiego oficera kawalerii, który poległ w I w.ś., akurat gdzieś w dolinach, ale po pierwsze, wcześniej był związany z klubem alpejskim w Milanie, a po drugie jego rodzina już po wojnie walnie dorzuciła się do budowy schronu) okazało się być pod kilkoma względami niezbyt przyjazne. Po pierwsze, wyłączywszy jadalnię, miało raczej bunkrowaty wystrój. Po drugie, męskie ubikacje są tam w wersji kucanej (i tylko męskie!). Po trzecie, wedle wyjaśnień z racji regulacji covidowych (co nie jest całkiem wykluczone, bo to już Lombardia - wszystkie nasze pozostałe schroniska były w Trydencie-Górnej Adydze), nie mieli na stanie kapci i po ich zimnych posadzkach trzeba było biegać w samych skarpetkach. W środku tygodnia (i de facto przed sezonem) było za to niemal puste, jeśli nie liczyć ciekawostki w postaci grupy naukowców, którzy prowadzili jakieś wykopy, odwierty i ogólnie pomiary na lodowcu. |
Nawigacja:
../ powrót do menu głównegoNawigacja:
../ powrót do menu głównego
© Tomek Żółtak 2008-2010 |