wycieczka do Szczawna-Zdroju
29.04.2024
Koncepcja wycieczki zasadzała się na tym, że w mniej-więcej 2/3 można się było zatrzymać na dłużej na obiad w Szczawnie-Zdroju i dopiero potem pójść dalej na pociąg do Wałbrzycha. Wyruszyliśmy koło 10:10 w górę przez prawie cały Boguszów-Gorce i przed 11:00, po małym popasie, wstąpiliśmy na górniczą drogę krzyżową, która zawiodła nas aż na Przełęcz Rosochatka, na którą zaszliśmy koło 11:45 (4,2 km i 180 m w górę w 1:35 h). Zrezygnowaliśmy z dalszego podchodzenia na Chełmiec (jak pokazała przyszłość, słusznie) i koło 12:00 ruszyliśmy w dół żółtym szlakiem, przy Czarnym Moście skręcając w lewo i dalej niebieskim szlakiem przez niewysoki grzbiet do Szczawna-Zdroju. Niestety po wyjściu z lasu czekało nas jeszcze sporo drogi przez samo Szczawno, w tym krótkie podejście na wzgórze św. Antoniego z Padwy, co okazało się sporym wyzwaniem dla naszego morale, ale koło 14:00 zaparkowaliśmy na obiad w barze Zacisze (ogółem od wyruszenia 10 km, 210 m podejścia i 320 m zejścia w 3:50 h, ~3,4 GOT/h, czyli porównywalnie, jak dzień wcześniej na Dzikowiec). Po obiedzie przemierzyliśmy niespiesznie główny deptak uzdrowiska i posiedzieliśmy jeszcze trochę w parku zdrojowym, zanim ruszyliśmy w kierunku Wzgórza Giedymina. Julcia wciąż miała nastrój mało tuptający, ale wieża na szczycie wspomnianego wzgórza zapewniła jej na tyle motywujących wrażeń, że starczyło, żeby zejść do stacji kolejowej (ta część: 4 km, 130 m w górę i 120 w dół w około 2 h, czyli ~2,7 GOT/h, z tym że z dwoma dłuższymi postojami). |
Nawigacja:
../ powrót do menu głównegoNawigacja:
../ powrót do menu głównego
© Tomek Żółtak 2008-2010 |